sobota, 1 października 2011

Alejandro Veraç: Służba społeczna

Środa, druga połowa września. Ciepłe, słoneczne popołudnie. Recepcja Komendy Rejonowej Warszawa VII. Niewielkie pomieszczenie zaraz przy wejściu do budynku. Odremontowane, schludne i czyste. Jedne drzwi opatrzone czytnikiem kart magnetycznych. Drugie do łazienki. W rogu trzy trochę połamane, plastikowe krzesełka. Na jednym siedzi niska, szczupła blondynka. Tak mniej więcej szesnastoletnia. Chyba smutna i lekko przestraszona. Przy wejściu duża lada barowa. Za nią przy pulpicie na wielkim obrotowym fotelu rozsiadł się spasiony starszy aspirant. Nogi rozrzucone, ręce założone za głowę. Cisza. Spokój. Żadnych telefonów. Co jakiś czas bez słowa przemyka jakiś policjant. Czasem mundurowy. Przeważnie po cywilnemu.
- Mówi pan, że wczoraj zgłaszał kradzież sprzętu firmowego. I gdzie to było? W Barcelonie? To chyba nie w Polsce. To ja nie mogę pomóc. Od wczoraj to pewnie nie wyznaczono jeszcze prowadzącego sprawę, a nawet jak wyznaczono, to i tak na pewno teraz go nie ma. I kto panu kazał donieść faktury za sprzęt? W sumie to nieważne, przecież to nie nasza jurysdykcja. W zasadzie to powinien pan teraz to w Hiszpanii zgłosić. Nie, nie, ja nie pomogę. Zwrotki mam niewypełnione. Zajebany robotą jestem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz