Kto nie był wczoraj w Radiu Luxembourg niech żałuje. Było wszystko co potrzeba, żeby zrobić dobry koncert. Trzy mocne supporty, rewelacyjna gwiazda wieczoru, tłum pod sceną, profesjonalne nagłośnienie i kompetentni akustycy (niecodzienny rarytas), a na backstage'u wiadro wódki (zdradliwej) i Kasia Kowalska (którą pamiętam już dość mgliście).
Potem tylko kimka w taksówce i kontynuacja już w domu, już z innym asortymentem środków odurzających, już w węższym gronie, bo w towarzystwie mocnej i nie do zdarcia reprezentacji ze szczecińskiego Charlie Monroe.
Dzisiaj tyle, idę umrzeć ze zmęczenia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz