piątek, 11 listopada 2011

Julio del Torro: TVN mnie pohańbił

Potęga oddziaływania ruchomych obrazów zaopatrzonych w dźwięk była mi znana już wcześniej, jednak to, co dzieje się ostatnio przekracza moje – jak to się mówi – najśmielsze wyobrażenia.

Nie posiadam telewizora od ponad półtora roku. To znaczy posiadam, ale nie posiadam ani kabla, ani anteny – w każdym razie wizji. Telewizji. Ostatnio jednak dość często przebywam w miejscu zaopatrzonym w ten cud techniki, a telewizyjne wyposzczenie sprawia, że obraz mnie hipnotyzuje. Oglądałem Top model. Oglądałem Na Wspólnej. Oglądałem Kuchenne rewolucje. Kurwa, oglądałem nawet Taniec z gwiazdami i nie mogłem przestać.

Telewizja to zło. Wczoraj na TVN leciał film z Nicolasem Cage’em, Zapowiedź. Tytuł angielski Knowing. Świetna robota tłumacza.

No ja pierdolę. Generalnie rozchodziło się o to, że dziewczynka słysząca głosy zapisuje swoją wizję w postaci listy cyfr, po czym pięćdziesiąt lat później lista dostaje się w ręce syna Cage’a, oraz samego Cage’a, który rozszyfrowuje, iż zawiera ona daty wielkich katastrof ostatniego półwiecza razem z dokładną liczbą ofiar i współrzędnymi geograficznymi. World Trade Centem, jakieś tam pożary w Meksyku etc. Lista zakończona jest zbliżającą się właśnie datą, po której wypisano litery "EE" co oznaczać ma everybody else. Czyli, że zginą wtedy wszyscy pozostali. Czyli że koniec świata.

No właśnie. Głosy, a konkretnie szepty, które nawiedzały autorkę listy, słyszy też jej wnuczka i syn Cage’a (oboje gdzieś tak 12-letni). Jak się okazuje dzieci zostały wybrane, aby odlecieć z naszej planety tuż przed końcem razem z szepczącymi istotami i zacząć wszystko od nowa. Cage się dowiaduje, wie, nic nie może zrobić, aż w końcu się nawraca. Dzięki polskiemu tłumaczeniu tytułu, film jest jeszcze głupszy niż oryginał. Bo o ile przy wersji angielskiej clue całości jest uniwersalne pytanie "czy lepiej znać prawdę", to świadomość polskiego tytułu doprowadza do pytania: Po chuj ta zapowiedź, skoro na 7 mld ludzi dowiaduje się o niej jeden Cage, laska której Cage nie zdąży nawet w filmie przelecieć oraz ich pierdolnięte dzieci – chosen two?

I niech mi ktoś powie, o co chodzi z kamieniami? Bo istoty, które gadają z dziećmi pojawiają się niosąc tajemnicze czarne kamienie. W miejscu, z którego w końcu wybrana dwójka odlatuje z Ziemi, kamieni jest już od zajebania. W momencie wylotu kamienie unoszą się, a gdy Cage budzi się na glebie dnia następnego – tuż przed końcem świata – kamienie wciąż tam, kurwa, leżą. Że czym one są? Uprzedmiotowioną czystą formą determinizmu metafizycznego?

Ale to jeszcze nie najlepsze. Najlepsze jest to, że film w swym postulacie końcowym jest epickim manifestem synkretyzmu realiańsko-chrześcijańskiego. (O realianach pisał już na blogu Fidel, polecam: http://catrinasmagazine.blogspot.com/2011/10/fidel-c-de-izquierdas-geniokracja.html). Otóż (1) dziewczynka, która przed pięćdziesięciu laty jako pierwsza usłyszała profetyczne szepty była pierdolnięta na punkcie Ezechiela, (2) istoty, które szepczą mają jak nic statek kosmiczny, ale zarazem prezentują eschatologię chrześcijańską wspominając (szeptem) że (tragicznie rzecz jasna) zmarła żona Cage’a jest już w lepszym świecie (istoty są więc kosmito-aniołami), (3) zaś dwoje wybranych dzieci, niczym Noe, zabiera ze sobą do kosmicznej arki parę świnek (Dlaczego akurat świnia ma przetrwać? Czy to sarkazm? Czy to może jakiś przytyk do judaizmu i islamu?). Trzy fajne punkty, nie? To jeszcze czwarty. Otóż na koniec dzieci są już w nowym świecie i popierdalają radośnie gdzie? Do drzewa poznania! Otóż są nowymi Adamem i Ewą, a jak tylko podrosną, dziewczynka zacznie – nota bene ciekawe biblijne zapożyczenie w Harrym Potterze – rozmawiać z wężami, opierdoli jabłko i już po chwili zakiełkuje w niej najsłodszy paradoks epistemologiczny – ochota na dobre pierdolenie, przy jednoczesnym zawstydzeniu swoją cipką. Tymczasem Cage (wspominałem, że był synem pastora?) płonie wraz z całym światem. The end.

A co jest w tym najbardziej przerażające? Że obejrzałem ten film od pierwszej do ostatniej minuty! Bo to pierdolone pudło nie dawało się wyłączyć! Oglądałem szlochającego Cage’a, mimo że obok leżała naga i chętna kobieta!

Telewizja powinna być zabroniona. Telewizja to Szatan. Zahipnotyzowanie realianizmem chrześcijańskim to mało. Co jeszcze zrobiła ze mnie ta emocjonalna pralka? Otóż w przerwie zobaczyłem fragmentaryczną historię miłości i przyjaźni zawartą w reklamie czekoladek Merci. I popłakałem się ze wzruszenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz