piątek, 4 listopada 2011

Julio del Torro: Może i stał, ale cóż z tego?!

Zawsze szczyciłem się tym, że ile bym nie wypił, i tak mi stoi. Mało tego, po alko chce mi się bardziej, przy czym im cięższy trunek i im go więcej, tym chce mi się bardziej. A że ostatnio mam ostre parcie na czystą wódkę, w halloweenowy wieczór chciało mi się kurewsko.

Piliśmy u starej znajomej między innymi z okupującym bloga w soboty Alejandro Veraçem i catrinasową maskotką Carlosem Machette, którego nazwiska nie odmienię, gdyż mi się nie chce. W każdym razie piliśmy dużo i szybko.

Powrót do domu – jego przebieg – jest dla mnie zagadką, której rozwiązanie przekracza moje dedukcyjne możliwości. Pamiętam że z kimś się żegnam, pamiętam że siedzę na krawężniku z kebabem w dłoni, pamiętam wódkę w butelce po coli, pamiętam coś co z perspektywy czasu wygląda na podróż tramwajem. Następne co pamiętam to biodra mojej dziewczyny i moja głowa na tychże wysokości. Pamiętam że udało mi się zsunąć z nich majtki, a to co nastąpiło tuż po tym jest traumą, którą poprzez terapeutyczny opis staram się właśnie unicestwić. Nie chodzi o to, że nie stał. Czy stał? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Obstawiam, że tak. Ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Kiedy tylko uporałem się z jej majtkami wódka, moja przyjaciółka, zdradziła mnie podle. Uniosłem się na dłoniach, zrzuciłem odwłok z wyra, grzecznie przeprosiłem dziewczynę i popełzłem do łazienki.

Po powrocie do łóżka zauważyłem, że moja mała ewidentnie się mści. Nie dość, że podczas mojej nieobecności zdążyła się wielokrotnie pomnożyć, to jeszcze jej wielokrotności zawzięcie wirują przed moimi oczami. Nie pozostało mi nic innego jak opaść na łóżko, wyburczeć kolejne przeprosiny, odwrócić się plecami i popaść w pijacki sen.

Marnym pocieszeniem jest rozmowa telefoniczna, jaką następnego dnia przeprowadziłem z Alejandro.
- I wiesz, te majtki – tłumaczyłem. - No i nie dałem rady...
- No tak. U mnie nie było opcji majtek i łazienki. Ja rzygałem jeszcze w taksówce.

1 komentarz: