poniedziałek, 14 listopada 2011

Bustos Domecq: Gdzie ci mężczyźni?

Wybrzydzanie na współczesnych mężczyzn zawsze uważałem za naciągane. Po pierwsze faceci bez gustu i mózgu zawsze stanowili większość naszego, w całej swojej reszcie - zacnego, rodu, po drugie seksualne preferencje nie poddają się tak łatwym wartościowaniom, także fakt, że sztuczne cycki uważam za jedno z ważniejszych dokonań XX wieku (prócz oczywiście powieści niefabularnej) wcale nie świadczy o jakichkolwiek ubytkach (i niech się wszystkie laski zastanowią ile wspólnego z intelektualną głębią ma wzdychanie do Ryana Rayndoldsa czy Gosslinga), po trzecie wreszcie, i nie najmniej ważne, sytuacja kobiet jest absolutnie symetryczna. Głupie cipy (najmocniej przepraszam) zawsze stanowiły zdecydowaną większość, zawsze były najbardziej atrakcyjne i zawsze miały potworny gust jeśli chodzi o facetów, tak samo zresztą, jak ich mądrzejsza reszta (w sensie cip, nie facetów... znaczy ten... masz ci los)...

Co więcej: atrybuty męskości są nam wytrącane z rąk właśnie przez kobiety. Jednymi z najbardziej zmysłowych scen w starych filmach są zawsze te, na których facet w smokingu przypala kobiecie w wydekoltowanej sukni papierosa głęboko patrząc jej w oczy. Nic z tego: dzisiaj ojebałaby go jak psa że jej zasmradza lokal i ma wypieprzać w podskokach.

Inne przypisywane nam są na wyrost, na przykład stereotyp, że prawdziwy facet wszystko powinien umieć naprawić. Gówno. I nie tylko dlatego, że ostatnia naprawa lampy w moim wykonaniu skończyła się spaleniem kombinerek, lotem z krzesła i wysadzeniem korków w połowie najdłuższego w Warszawie bloku. Prawdziwy facet od naprawiania miał umyślnych. Jeszcze mój dziadek, kiedy zegarek wypadł mu z teleskopu trzymającego kopertę na pasku, dawał całą rzecz mnie do zabawy i kazał to zrobić. Bo on się pierdołami nie zajmuje. Może i było w tym trochę męskiej dumy, bo kiedy spytałem czemu nie pójdzie do zegarmistrza odrzekł, że on jest inżynierem i mu nie wypada. Ja natomiast nie jestem, trudno nawet dojść mi do magistra, w związku z czym na dobrą sprawę do zegarmistrza chodzić powinienem po to, żeby mi zegarek zakładał i zdejmował.

Inny przykład to babcia Marcina. Otóż kiedyś w jego domu przeciekał kran. Ciekł tak trzy lata, póki nie przyjechała babcia i nie wymieniła uszczelki. "Co się dziwić - mówił potem Marcin - z takim facetem to ona musiała być samowystarczalna. Raz poprosiła go o przykręcenie suszarki w łazience, spędził tam cztery godziny po czym wyszedł i powiedział:

- Masz. Tylko broń Boże nic na tym nie wieszaj".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz