niedziela, 27 listopada 2011

Catalina Jimenez: starość

Jakoś tak wyszło, że każdy z moich facetów albo kumpli, od końca podstawówki poczynając, grał na gitarze albo miał kumpli, którzy grali na gitarze. Koniecznie metal, ewentualnie rocka. A więc już od 14. roku życia stale bywałam w klubach na metalowych albo rockowych koncertach. Bardzo amatorskich oczywiście. Bustos nie jest tutaj wyjątkiem, również gra. Nadal więc bywam na takich koncertach. Miedzy innymi wczoraj na takim byłam. Ale w odróżnieniu od tych wcześniejszych, byłam paskudnie trzeźwa, bo robiłam za kierowcę (pierdolone prawo jazdy). I zaczęłam jakoś tak jaśniej myśleć. I nagle zdałam sobie sprawę, że moja trzeźwość to nie jedyna różnica między tym koncertem, a tymi poprzednimi, tymi, na które chodziłam pod koniec podstawówki, w liceum, a nawet na studiach. Po pierwsze, w klubie było czysto. Po drugie bar był tak świetnie zaopatrzony, że mogłabym nawet wypić sok ze świeżych grejpfrutów, gdybym miała taki pomysł. Po trzecie, nie śmierdziało szlugami, bo jak ktoś zapalił fajka pod sceną, to natychmiast podchodził do niego ochroniarz wskazując palarnię. Po czwarte, była ochrona. A więc jak nagle jeden koleś jebnął drugiego w nos, to ochrona natychmiast go wyprowadziła. Pełna kultura! Naprawdę się starzejemy. I nawet fakt, że Bustos grał w okrwawionej koszulce (bo ta krew z tego nosa to poleciała na niego, mimo że to nie był jego nos) nie ratował sytuacji. Starość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz