środa, 1 czerwca 2011

Fidel C. de Izquierdas: Miejskie gierki

Przed chwilą odmówiłem napisania tekstu o filmowej grze miejskiej, w której uczestniczyłem dziś w Gdańsku. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że każdy inny magazyn niż Catrinas musiałby mi zapłacić regularną wierszówkę, żebym podjął się czegoś takiego. A po drugie dlatego, że tekst na pięć zdań, to nie tekst. To SMS.

Ale o grze i tak napiszę. Bo czemu nie? Skoro już szlajałem się pół dnia próbując nadążyć za bandą rozwydrzonych licealistów, którzy wzięli udział w całej imprezie tylko dlatego, że jako alternatywę przedstawiono im sprawdzian, to mogę wspomnieć tych kilka dobrych momentów.

Wyruszyliśmy spod Żaka. Taki klub studencki w Gdańsku. Wyruszyliśmy z grupą młodzieży ze szkoły hotelarsko-turystycznej, czy jakoś tak. Mówili do nas na pan. Do mnie, i do pewnej reprezentantki Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, której praca polega między innymi na tym, żeby jeździć w różne miejsca, opalać się tam na balkonach znajomych i nie robić zdjęć zepsutym aparatem swojego starszego faceta.
- Jesteście pewnie, że dobrze idziemy?
- Nie wiem, tego traktora nie ma na mapie.
- A to? To nie to?
- No patrzałem na to już wcześniej, ale wydawało mi się, że nie, więc przyszłem do was z powrotem.

Muszę przyznać, że grupa, która wymieniła powyższe kilka zdań należała do jednych z ciekawszych. Dwóch wysforowanych na przedzie chłopaków, cztery ledwo powłóczące nogami dziewczyny, w tym jedna z kuszącym kolczykiem w kąciku ust. Dlatego żal mi się zrobiło, kiedy omal się nie rozpadli. Chłopaki zamiast dojść do pierwszego etapu, postanowili skręcić do hurtowni piwa. Bywa.

Tymczasem na pierwszym etapie czekały dziewczyny do wzięcia. Znaczy „Dziewczyny do wzięcia”. Zadanie, które musieli wykonać uczestnicy gry, polegało na poderwaniu jednej z nich. Nie było to proste, bo ta była z matfizu i siedząc na parkowej ławeczce zawzięcie przepisywała zgubiony zeszyt do fizyki zapisany gęsto jakimiś niezrozumiałymi dla humanisty znaczkami. Wiem. Spróbowałem. Chociaż laskom, które przyszły tam po mojej pierwszej, ulubionej grupie, się udało.

W ogóle laski te były chyże. Tuż po tym jak ze wspomnianą reprezentantką PISFu uzyskaliśmy zezwolenie, żeby im towarzyszyć do następnego punktu, wystrzeliły do przodu tak, że zdążyłem im tylko zrobić zdjęcie łydek. A szkoda.

Jakoś potem trafiliśmy na „Hydrozagadkę”, gdzie przywitał nas Sindbad Żeglarz (sic!). Sindbad w swoich niegdyś białych portkach i turbanie stał w pół drogi między fontanną a wiadrem, które trzeba było wypełnić wodą przy pomocy durszlaka. Ze wspomnianymi wyżej licealistkami poszło mu nawet nieźle. Trochę się przy tym tylko zmoczył. Kiedy jednak przyszło tam czterech łebków, którzy powinni trafić do klasy sportowej a zabłąkali się gdzieś w humanistycznej – jak nic z powodu popędów biologicznych – nie miał szans.
- Dobra – powiedział największy – wy trzymajcie frajera, a ja napełnię to pierdolone wiadro.

Nie ma to jak imprezy kulturalne.

4 komentarze:

  1. Chcialam tylko dodac , ze dzieki tak wspanialemu towarzystwu dwoch przypadkowych osob milo nam sie dreptalo do nieszczesnego parku .. pozniej czas sie strasznie dluzyl ...
    Dziewczyna od traktora...

    OdpowiedzUsuń
  2. hmm. Bardzo imponująco opisana wycieczka. Tylko są pewne zastrzeżenia... No to tak koleżanka ( ta od tego traktora) zwraca uwagę na to, iż nie jesteśmy uczniami szkoły hotelarsko- turystycznej tylko hotelarsko - gastronomicznej. Swoja drogą warto też dodać, że nagrody, po które te 'chyże laski' wręcz pędziły, były imponujące... A ja chciałabym tylko dodać, że nasza grupa choć należała do jednej z ciekawszych jako jedyna nie ukończyła zabawy i poddała się już po trzeciej stacji ... Pozdrawiam koleżanka ''z kuszącym kolczykiem w kąciku ust''. ; ))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybaczcie moją ignorancję względem trójmiejskich placówek edukacyjnych. Jeśli uznacie, że ta potwarz wymaga zadośćuczynienia, godna reprezentacja Catrinas postara się zrehabilitować ot chociażby na piwie. Mam rację panie naczelny?

    Fidel

    OdpowiedzUsuń
  4. Jako wielbiciel niektórych aspektów placówek edukacyjnych (bez względu na umiejscowienie), jak i znawca kuszących kolczyków (bez względu na umiejscowienie), z całą powagą piastowanego stanowiska stwierdzam: Święta racja.

    Julio

    OdpowiedzUsuń