wtorek, 28 czerwca 2011

Paco Haya Rodriquez: Własna droga do szatana

Dzieciństwo miałem raczej spokojne. Takie normalne. Tata, mama, wspólne wycieczki czy wyjazdy. Oczywiście nie obeszło się bez kilku wizyt w szpitalu na zszywaniu - udało mi się kilkakrotnie spaść z drzewa. Ot, zwykłe uroki biegania po warszawskim podwórku. Zjadłem niejedną dżdżownice i ubiłem niejedną mrówkę czy inne bogu ducha winne stworzenie. Niektórzy moi kumple z tamtych lat mieli podobnie, inni trochę gorzej, a zdarzali się tacy, którym było lepiej. Mimo tego było coś, co łączyło nas wszystkich.

Muzyka. Każdy lubił muzykę. Oczywiście różną. Jeden wolał MC Hammera czy Vanilla Ice, drugi natomiast gustował w Sodom czy Kreatorze. Ja byłem gdzieś pomiędzy. Lubiłem “U can't touch this” ale płyta “Agent orange” by Sodom też była wypasiona. Do 10-tego może 11-tego roku życia szukałem swojej ścieżki muzycznej. Od New kids on the block po Obituary. Szukałem w zakamarkach samego siebie jednego atomu przewagi. Przewaga nastąpiła, gdy w ucho wleciała mi płyta “Arise” Sepultury. A później było z górki. Ten jeden atom przewagi miałem zawsze w sobie, musiałem go tylko znaleźć, gdyż ojciec mnie nie oszczędzał muzycznie. Black Sabbath leciało u nas codziennie :) więc co miałem zrobić? No, mogłem się buntować, ale po co?
Pirackie kasety można było dostać na każdym kroku, więc kolekcja uzbierała się nie mała. Biegałem jak małpa w klatce po pokoju z rakietą do tenisa jako gitarą i przy dźwiękach AC/DC obijałem się od ścian. Z tego co ustaliłem - nie tylko ja... Każdy szanujący się metalowiec wczesnych lat 90-tych robił to samo :)
Po dziś dzień śpiewam piosenki po swojemu, bo nie chce mi się szukać tekstów. A napewno nawalam na powietrzno-wirtualnej perkusji, machając łapami dookoła i udając, że jestem najlepszym perkusistą EVER!!
Przy tym macham łbem, rękami i nogami tworząc nowe figury do “Tańca z gwiazdami”. Przed Państwem Fear Factory:

Liczba wyświetleń mówi sama za siebie, MC Hammer:

A tu niewiele mniej wejść... Vanilla Ice: 

PS CATRINAS 06 już śmiga w sieci! Masz swój egzemplarz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz