czwartek, 16 czerwca 2011

Rodolfo Bardonado: Czizbugera i frytki

Motocykliści - za młodu wydawali mi się nie wiadomo kim. Moi bracia cioteczni potrafili sami składać motocykle - w garażu wujka polerowali, skręcali, lutowali czy co tam się robi z motorami. Doczekali się nawet obszernego wywiadu w prasie fachowej (egzemplarz przechowywała moja babcia, teraz leży gdzie w mojej szufladzie). Prawdziwi pasjonaci motocykli. Ja nigdy za dłubaniem i narzędziami nie przepadałem, ale z perspektywy lat myślę, że mi tym imponowali. Tworzyli coś z niczego, poświęcili na to wiele, wiele godzin. Jeden z nich nawet na ślub przyjechał na motocyklu. Obaj mieli później wypadki (na pewno jeden z nich) a teraz kiedy są odpowiedzialnymi ojcami i zajmują się biznesem tyle nie jeżdżą (o ile w ogóle mają jeszcze na czym). To prawdziwi motocykliści! Na drugim biegunie mamy tych, którzy po zmroku rozpędzają się na Puławskiej czy Marszałkowskiej, tych, którym sterczą fiuty kiedy w mieście osiągają 150 km/h. Podnieceni do granic możliwości brzęczą tymi swoimi quasi-hondami, pseudo kawasaki, kupionymi w salonie albo używanymi przez net. Może i potrafią coś w nich naprawić, ale to taki motocyklowy plebs. I ci zajebiści kolesie ze swoimi wymuskanymi dupami codziennie wieczorem w mniejszych lub większych grupach parkują pod Mackiem na rogu Marszałkowskiej ze Świętokrzyską pod samym ogrodzeniem ogródka (to tak można? tam nie ma miejsc parkingowych...) zamawiają colę, szejka, hambugsa i frytki, siedzą w tych swoich kolorowych skórach, obok kolorowych motocykli. Patrząc na nich wyobrażam sobie prawdziwego harlejowca i jakoś nie mam wątpliwości kto jest bossem, a kto lamusem. Wy macie?

3 komentarze:

  1. hehehehehe, a kto to jest prawdziwy harleyowiec? skoro wystarczy wejść w cennik na stronie HD, żeby dowiedzieć się, że taki sprzęt kosztuje więcej od niejednego samochodu. czyli prawdziwy harleyowiec to adwokat, lekarz, pan prezes?

    oczywiście najzwyczajniej złośliwie się czepiam... ale przez wszystkie fora dla motocyklistów raz na jakiś czas przetacza się jak tornado dyskusja na temat:"jak rozpoznać prawdziwego motonitę- kto jest tru, a kto nie?"

    i nie ma znaczenia czy chodzi tu o kosiarki obudowane plastikiem czy potężne cruisery lub zwykłe turystyki. bo i tak opinii tyle ilu dyskutantów, a prawdziwy klimat tworzą ludzie, a nie maszyny.

    a przewidując tok dyskusji- kiedyś trzeba było samemu grzebać, bo sprzęty psuły się częściej, a jednocześnie były mniej skomplikowane. teraz są od tego mechanicy i serwisy, a dostępność większa przy mniejszych kosztach zakupu i obsługi(chociaż nadal relatywnie wysokich).

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy czym "dłubanie" przy sprzęcie (jakkolwiek to brzmi) ma swój klimat. Ja tam lubię uwalić łapy smarem w garażu

    OdpowiedzUsuń
  3. "egzemplarz przechowywała moja babcia, teraz leży gdzieś w mojej szufladzie" - też zawsze uważałem, że miejsce babci jest w szufladzie, a nie łazi to to po chacie bez sensu

    OdpowiedzUsuń