środa, 29 czerwca 2011

Fidel C. de Izquierdas: Kawał Historii

Jakiś czas temu mój studiujący na AWF brat powiedział mi, że czeka go kolokwium z berka kibelka. Gra jest prosta. Delikwent dotknięty przez berka musi przykucnąć zginając kolana pod kątem możliwe najbliższym prostemu i wyciągnąć jedną rękę przed siebie. Inne osoby mogą go z tej średnio wygodnej pozycji uwolnić siadając na kibelku (kolanach) i naciskając spłuczkę (rękę). I czy nie jest to zabawniejsza forma zaliczenia niż jakieś tam na przykład prace roczne?

Chociaż pisanie prac też miało swój urok. Zły urok, dosyć często. Na przykład na pierwszym roku historii czekałem sobie kiedyś w idiotycznie długiej kolejce, żeby zapisać się na pracę do ostatniego nieobstawionego doktora – doktora J. Była to, jak łacno poznać, era przedusosowa. Zapisy przez internet nie funkcjonowały. Czekając zastanawiałem się, do kogo trafię. A dokładniej – jak bardzo źle. Skoro doktor J. był ostatnim, który miał wolne miejsca, pewnie musiał cieszyć się raczej średnią opinią.
- O, cześć stary. Co tu robisz? – znajomy z czwartego roku wyrwał mnie z zadumy.
- Zapisuję się na pracę roczną ze starożytnej – odparłem.
- Ze starożytnej? – powtórzył. – Tylko nie idź do takiego gościa z włosami do połowy policzków i w okularach. Pamiętaj!
Zapamiętałem. Ale co miałem zrobić? Stałem w kolejce do OSTATNIEGO człowieka, który miał jeszcze wolne miejsca. Ciężko tu mówić o jakimś wyborze. Kilkanaście minut później wszedłem do pokoju numer dwa. Przywitał mnie uśmiechnięty, lekko łysiejący młody mężczyzna o ewidentnym nadmiarze energii i pewnym braku koordynacji w ruchach. Od razu go polubiłem.
- Doktor J.? – spytałem z nadzieję.
- Doktor W. – powiedział. – Doktor J. siedzi tam.
Spojrzałem we wskazanym kierunku. Człowiek w okularach i z włosami do połowy policzków machnął na mnie ręką, żebym podszedł bliżej.

Pierwsza rozmowa była nawet przyjemna. To mnie zwiodło. Dopiero później okazało się, że J. jest miejscowym pogromcą pierwszoroczniaków, że zdarzają się studenci, którzy trafiając do niego potrafią z powodu głupiej pracy rocznej zrezygnować ze studiów. Gdy przyszedłem na pierwszy dyżur ze swoją złożoną z dziesięciu pozycji bibliografią, wyśmiał mnie, ochrzanił i wyrzucając za drzwi krzyknął, że jeszcze sto.

Rok później miałem większe szczęście. Zapisałem się do profesora, do którego chodziłem cały semestr na zajęcia. Liczyłem na to, że mnie będzie kojarzyć.
- Pan, pan? – spytał mnie wpatrując się we mnie wzrokiem pełnym niezrozumienia, gdy wszedłem do zakładu historii średniowiecznej, żeby odebrać sprawdzoną pracę. Zorientowałem się, że to podwójne pytanie dotyczyło mojego nazwiska i celu wizyty. No nie kojarzył mnie.
- Lewandowski – mówię – ja w sprawie pracy.
- Ach w sprawie pracy – uderzył się w czoło. – Jasne panie Lewandowski, ona gdzieś tutaj jest – rzucił się do przeszukiwania wszystkich szuflad i szafek w pomieszczeniu. – Ja ją nawet czytałem, wie pan? Nie jest zła. Ale wolałbym wystawić ocenę mając ją przed sobą. Nic to. Nich pan przyjdzie za tydzień, dobrze?
Miałem wybór? Przyszedłem za tydzień. Nie było go. Przyszedłem za dwa.
- Pan, pan? – zaserwował mi deja vu.
- Lewandowski – westchnąłem. – W sprawie pracy.
- Ach w sprawie pracy – ponownie rzucił się przeszukiwania wszystkich możliwych skrytek. – Ona gdzieś tutaj jest, wie pan?
Nagle przerwał przedstawienie, spojrzał na mnie zmartwiony i przyznał:
- Wie pan co, panie Lewandowski? Pan to jest takim moim wyrzutem sumienia.
- Wie pan co, panie profesorze? – odparłem bez zastanowienia. – To za te wyrzuty sumienia, to czwórkę.
- Nie, ja tak nie mogę, wie pan, protokół… - zamyślił się chwilę. – Tak? – spytał w końcu. – Czwórka panu wystarczy? Nawet cztery i pół panu postawię.
Wziąłem.

***do ściągnięcia najnowszy numer miesięcznika myzyczno-literacko-softerotycznego CATRINAS - na www.catrinas.pl***

3 komentarze:

  1. Masz bardzo duże umiejętności do zmieniania faktów. Kolokwium było z gier i zabaw (oczywiście pisemne), a w berka bawiliśmy się tylko na rozgrzewkę. Co zajęcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, wiem. Nie mogłem się powstrzymać. Ale jestem pełen uznania, że nie walnąłeś z tego powodu kontr-paszkwilu.

    Fidel

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tam oj tam ... szczegóły zaprawdę są częścią całości, a całość bez szczegółu nie istnieje. Ale co ciekawsze będzie wersja przedstawiona czy poprawiona?

    Biały

    OdpowiedzUsuń