sobota, 3 grudnia 2011

Alejandro Veraç: The Expendables

Na sobotni wieczór nie mieliśmy żadnych konkretnych planów. Postanowiliśmy więc dalej pielęgnować nasz związek. Zbliża się zima, trzeba podsycać żar miłości. Wybraliśmy się na późnowieczorny spacer po Krakowskim Przedmieściu i Starówce, a następnie na nocny seans do kina. W sumie nic specjalnego. Pogoda dopisała. Było całkiem ciepło jak na listopadowy wieczór. Miła, leniwa atmosfera turystycznej części miasta uśpiła moje zmysły. Nie odczuwałem żadnego zagrożenia. Bagatelizowałem oczywiste sygnały. Podejrzenia nie wzbudziło ustawienie tekturowej miniaturki Bramy Brandenburskiej przed UW, ani nawet ulokowane w pobliżu niemieckie kramy z jedzeniem i piwem. A przecież teraz tak dobrze rozumiem, że pracujący tam emerytowani funkcjonariusze Stasi mieli za zadanie podtruć nas sznapsem i bratwurstami. Oszołomiony trucizną nie zorientowałem się, że świąteczno-miłosna filmowa opowieść wyszła spod ręki speców z ITI i TVN, a przecież nie od dziś wiadomo, że jest to najsilniejsze niemieckie lobby w już tylko z nazwy polskich mediach. Zwiedziony idyllicznym przesłaniem filmu kompletnie zatraciłem resztki instynktu zachowawczego.

Szwaby zawsze działały tak samo, na początku eliminując inteligencję, humanistów, aby zabić ducha narodu, pogrzebać jego tradycję i historię. Do zamachu doszło w nocnym. Miejsce wybrano idealnie. Najdłuższy odcinek miedzy przystankami, tak na wysokości ogródków działkowych pomiędzy Międzyborską a Kinową. Gaz rozpylił wysoki błękitnooki blondyn, dla niepoznaki ubrany w kibicowskie insygnia Legii. Nie trzeba chyba wspominać o tym, kto od siedmiu lat jest właścicielem najbardziej zasłużonego klubu dla naszego kraju. Ściemniał, że wraca z meczu, udawał pijanego. W autobusie zapanował chaos. Pasażerowie zaczęli kasłać, dławić się i krztusić. Kilku zmieniło się w zombie. M. wystawiła głowę przez okno, ja niczym Kapitan Bomba dzięki szkoleniu w Kukarate łamane przez Hudo, jakie wspólnie odbyliśmy w Kutang Klanie, wstrzymałem oddech do czasu, aż autobus się zatrzymał. Śliniący się kierowca tarzał się po podłodze szoferki. Jedni z nielicznych wyskoczyliśmy ze śmiertelnej pułapki. Niemiaszki nas nie doceniły. Byli pewni skuteczności swego planu, tej nocy nic już się nie wydarzyło. My jednak przeżyliśmy. By walczyć. Za Polskę. Za niepodległość. Od poniedziałku przy porannej kawie nie oglądam już TVN24...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz