niedziela, 11 grudnia 2011

Catalina Jimenez: Brylantyna

Ostatnio w empiku, podczas gdy Bustos wybierał sobie kolejną ociekającą krwią i testosteronem strzelankę, ja pałętałam się w dziale z filmami. Wpadło mi w oko "Dirty dancing". Wzięłam natychmiast, gdyż ktoś mi ostatnio powiedział, że nie będę prawdziwą kobietą dopóki nie obejrzę tego filmu. No to postanowiłam nadrobić. Kosztowało 19,90 więc przez tą moją kobiecość za bardzo nie zbankrutuję. Pan przy kasie zapytał, czy na pewno chcę to kupić. Bustos w śmiech. A ja twardo, że oczywiście. No trzeba było może się zastanowić wtedy.... ale nic. W domu Bustos wziął swojego wielkiego laptopa i zabija ludzi, a ja obok się usadowiłam z drugim laptopem i filmem. Po dwudziestu minutach zaczęłam podglądać jak on zabija ludzi, takie to było nudne. Baby okropnie brzydka. Patrick też okropnie nieładny wg mnie. Taki burak trochę. I jeszcze ten sławny tekst: "Nobody puts Baby in a corner", który przecież jest straszną żenadą. Taki mięśniak bez mózgu. Masakra. Chyba nigdy nie będę prawdziwą kobietą. No trudno.
Natomiast przedwczoraj wróciłam z pracy w środku nocy, Bustos chlał gdzieś w mieście, a ja włączyłam sobie "Grease" i otworzyłam prezent od Fidela, znaczy się wiśniówkę. I to jest musical! Kiczem ocieka, Travolta jest boski, ta laska też cudowna i ta prosta musicalowa fabułka, to wszystko jest po coś, wszystko jest tak cudownie przegięte i przerysowane, nawet, a może przede wszystkim te fryzury! Lata 60-te były cudowne. Nie wiem, jak można oglądać "Dirty dancing", skoro na świecie jest "Grease".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz