sobota, 17 grudnia 2011

Alejandro Veraç: Catrinasowy kącik filmowy

Co jakiś czas Bustos raczy nas recenzją kolejnej filmowej masakry, zrodzonej z niemego wołania o eutanazję jej twórców. Abstrahując od niewybrednego gustu i wrodzonego masochizmu (z pewnych źródeł wiem, że płaci za bilety) mojego serdecznego compadre skromnie uważam, że catrinasowy kącik filmowy powinniśmy powiększyć o kilka kultowych produkcji. Bezapelacyjnie jedną z nich, dla mnie osobiście kompletnie bezkonkurencyjną, jest „Klasa 1999”, która miała premierę w 1990 roku, w reżyserii Marka L. Lestera (twórcy m. in. klasyki kina akcji „Commando” z nieśmiertelnym Arnim Schwarzeneggerem). W tej mrożącej krew w żyłach opowieści swoje umiejętności aktorskie wznoszą na szczyty Himalajów między innymi takie tuzy jak Malcolm McDowell czy Darren E. Burrows, więc z całą pewnością jest to nietuzinkowa produkcja (Malcolm, jako Alex DeLarge w „Mechanicznej pomarańczy” Stanley’a Kubricka był wszak przecież bezbłędny).

Aby nie zdradzać wam zbyt wiele sekretów, nie odkrywać wszystkich smaczków tej wiekopomnej produkcji wspomnę tylko, iż fabuła filmu przenosi nas do USA niedalekiej przyszłości, gdzie całymi połaciami miast zawładnęły bezwzględne, żądne krwi młodzieżowe gangi (żywcem wyjęte z „Mad Maxa”). Szkoły, rozsiane po poszczególnych strefach walki, przeistoczyły się w bohatersko bronione twierdze. Dyrektor jednej z placówek wraz z pewnym nie do końca zrównoważonym psychicznie naukowcem, pragnąc przeciwstawić się fali przemocy, wprowadzają nowatorski program nauczania oparty na cybernetycznych belfrach, którzy żelazną dyscypliną mają zaprowadzić ład i porządek. Mamy więc do czynienia z kunsztownym połączeniem Frankensteina z Terminatorem. Finał zapowiada się iście epicko. Podczas naszej podróży przeżyjemy wiele niespodziewanych zwrotów akcji, osobistych dramatów naszych młodocianych bohaterów, takich jak: rozterki miłosne, wielkie przyjaźnie wykute w boju, czy wykluczenia wybijających się jednostek z ich zatęchłych społeczności. Efekty specjalne wbiją nas w fotele. Emocje i uczucia tryskające z ekranu doprowadzą nas do łez.

Reasumując, jest to kino na najwyższym światom poziomie, jego twórcom udało się stworzyć prawdziwego golema: quasipsycho-science-fiction-narkohorror z domieszką romansu familijnego. Czesze mózg, zwęgla szare komórki, wgryza się w łepetynę, jak Hindus w carry!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz