piątek, 23 grudnia 2011

Julio del Torro: Tajemnica Złotego Pociągu

Sprzeczaliśmy się z Bustosem w kwestii... Nieważne, chodziło o literaturę, sytuacja miała miejsce przed knajpą, na papierosie, po paru piwach, więc dysputa była zażarta. W pewnym momencie padło hasło „kryminał”, akurat, gdy przechodził obok nas facet zbierający po knajpach szkło.
- Kryminał? – powiedział patrząc na mnie. - A zna pan takie nazwisko, Aghata Christie?
Nie, kurwa, pierwsze słyszę...
- Coś tam słyszałem – odpowiedziałem.
- A wie pan, kim by jej mąż?
I tu mnie zagiął. Bustosa zresztą też. Nie mieliśmy pojęcia.
- Był archeologiem – wyjaśnił nam. - A ja też studiowałem archeologię. Znam Syrię, znam Bliski Wschód. Studiowałem pod tym i pod tamtym (tu padały nazwiska, być może znane, które też nic nam nie mówiły). A pewnego razu jechałem pociągiem... Tak zwanym Złotym Pociągiem z Londynu do Stambułu. Przez Bułgarię jechaliśmy. I wiecie, panowie, co się stało?

A teraz pokrótce, jaka była nasz recepcja. Otóż staliśmy na fajku, gadaliśmy o literaturze, aż tu nagle przypałętał się żul erudyta, co to zna Chrisie, no ja pierdolę. Po chwili jednak okazuje się, że żul nie jest imbecylem, że coś tam wie, coś tam przeżył, robi się coraz ciekawiej... Aż tu nagle magiczny Złoty Pociąg w kontekście Aghaty Christie i jej „Morderstwa w Orient Expressie” i pytanie „czy wiemy, co się stało?”, czyli, że zaraz poleje się krew, znajdą zasztyletowane ciało, albo chociaż w oddali zawyje pies Baskervillów (w końcu nie tylko Christie pisała kryminały). Tak więc nasza reakcja sprowadzała się do: „No gadaj, facet, co tam się stało?!”.

- I wiecie, panowie, co się stało? W Sofii uwaliliśmy się jak świnie!
Co powiedziawszy, nasz Hercules Poirot odszedł.

1 komentarz: