środa, 11 stycznia 2012

Fidel C. de Izquierdas: Rada radzi

- Dobrze – wzdycha przewodnicząca komisji rady dzielnicy, starsza kobieta dzielnie próbująca opanować żywioł – to umawiamy się, że najbliższa komisja wyjściowa, połączona ze zdrowiem i kulturą odbędzie się w TPD na Baśniowej, szóstego lutego.
- To tam na Częstochowskiej? – pyta mężczyzna po jej lewej, jeden z dwóch w komisji, w której panuje nietypowy parytet dwa do trzech. Komisja nie jest duża.
- Nie – przewodnicząca jest rozbita już na samym początku posiedzenia. – Mówię przecież, że na Baśniowej!
- TPD? – odzywa się młoda dziewczyna odrywając się na chwilę od rozmowy z inną radną, której pokazywała nową teczkę na dokumenty. – To chyba jest na Częstochowskiej?
- Na Baśniowej! – nie poddaje się przewodnicząca. – Jest na Baśniowej!
- Eee… - powątpiewa ta, która oglądała teczkę. – Chyba nie na Baśniowej, tylko na Białobrzeskiej.
- Na Białobrzeskiej! – przewodnicząca widocznie blednie. – Masz rację! Oficjalny adres jest inny, tylko wchodzi się od Baśniowej.
- Od Częstochowskiej – upiera się mężczyzna po jej lewej.
- Białobrzeska 19? – zastanawia się dziewczyna.
- Nie – ta obok niej kręci głową. – To chyba jakiś parzysty numer był.
- To kiedy to spotkanie? – włącza się w końcu drugi mężczyzna, zajmując miejsce przy okrągłym stole.
- Szóstego lutego – powtarza przewodnicząca.
- To może damy radę do tego czasu ustalić miejsce spotkania? – dziwi się.
- Miejsce jest ustalone – warczy przewodnicząca. – Widzimy się w TPD na Baśniowej, tfu na Białobrzeskiej z wejściem od Baśniowej.
- Od Częstochowskiej! – wcina się pierwszy mężczyzna.
- A następna komisja wyjściowa? – zastanawia się ten, który dopiero co przyszedł.
- Za tydzień – mówi przewodnicząca.
- Czyli? - dziewczyna i jej koleżanka pytają unisono. Pytanie okazuje się mniej absurdalne niż można by przypuszczać.
- We wrześniu – odpowiada przewodnicząca.
- Za tydzień, czyli we wrześniu – upewnia się pierwszy mężczyzna. – Jeszcze trochę tu posiedzimy i opanujemy kalendarz alternatywny.
- Czy to jest przynajmniej tydzień, w którym mamy komisję? – pyta koleżanka dziewczyny z teczką.
- No właśnie mówię, że nie – przewodnicząca odkrywa przed zebranymi swój tok myślowy. – Jest tydzień po naszej komisji we wrześniu. To jakiś problem?
- Jesień – wzdycha tamta. – Grzyby.
- Czy możemy już wreszcie przejść do porządku obrad? – irytuje się przewodnicząca. – Mamy coś na dziś?
- Ja mam – dziewczyna od teczki podnosi rękę. – Przyszła do mnie na dyżur pewna kobieta ze skargą, że w bloku, w którym mieszka, jacyś cudzoziemcy smażą coś na grillu.
- Cudzoziemcy? – interesuje się koleżanka. – Wietnamczycy?
- Raczej nie – dziewczyna kręci głową. – Ponoć budują meczet, to chyba jacyś muzułmanie. Arabowie.
- Grilla robią? – nie może uwierzyć spóźniony mężczyzna. – Ale tradycyjnego czy elektrycznego? Bo jeśli elektrycznego, to nic im nie można zrobić.
- Elektrycznego – dziewczyna kiwa smutno głową. – Ona twierdzi, że jej śmierdzi. Domaga się spotkania z naczelnikiem straży miejskiej.
- A jak ona bigos gotuje, to jej nie śmierdzi? – irytuje się pierwszy mężczyzna. – To jakaś głupia baba… – facet orientuje się w składzie komisji. – Rasistka jakaś! Z naczelnikiem straży miejskiej! – prycha.
- To co możemy zrobić? – pyta bezradnie dziewczyna.
- Sprawdzić czy nie smażą wieprzowiny – rzuca przewodnicząca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz