piątek, 13 stycznia 2012

Antonimo Gallus: Prostytucja w piekarni

W piekarni taki razgovor zastałem.
- No ja to wam mogę to przetłumaczyć, ale stempla nie dam, bo nie mam przysięgłego - powiedziała mała baba pokurcz, klientka.
- No widzi pani, eeeh… - odsapnęła sprzedawczyni z mordą pekińczyka.
- I nie ma lekko, oni to mnie rozliczają po grudniowym kursie… - Coś tam, coś tam, nawijało babsko jak najęte, pogrążonym w ciszy i skupieniu sprzedawcom.

Sprzedawca nr 1
Młody Ukrainiec, lat około 24, dobrze zbudowany, krótko ostrzyżony, tuleje w uszach. Rzekłbyś całkiem wyględny.
Sprzedawca nr 2
Baba o twarzy urzędniczej, lub też kasjerki idealnej. Koło pięćdziesiątki, okulary, włosy praktycznie obcięte na krótko, wychudzona z wyłupiastymi oczami, coś na kształt pekińczyka - strzegącego razowca.

Babsko (klientka) nawija, jak to jest po chuju opodatkowana, jak to kupiła samochód ale ukradli i nie ma ani kasy ani samochodu… sklep w ciszy, babsko solo. Nagle koleżka z tulejami w uszach wkradł się babie między słowa i rzecze lekko podniecony.
- Najlepszą metodą żeby pracując na czarno mieć jakieś alibi na to że się ma pieniądze jest powiedzieć, że się sprzedaje własne ciało.
- Właśnie! - Wsparłem młodego cwaniaczka zza wschodniej granicy, który zapewne wiedział o czym mówi, chcąc przy tym zgarnąć bagietkę, zostawić 2,5 zigiego i pędzić do swoich spraw. Ale nie tak prędko…
- Uważaj, żeby cię tylko nie prześwietlili! Wyjdzie, że nie masz nerki. Ha! - Podkreśliła swój intelekt sprzedawczyni o twarzy pekińczyka, odsłaniając swoją bezdenną głupotę, którą zresztą miała wyrysowaną na twarzy z nie lada kunsztem.

Młodzian lekko się zapowietrzył (wszak pekińczyk miał dłuższy staż pracy w piekarni i domniemywam, że był jego seniorem), lecz odważnie wyśpiewał:
- Ale nie chodzi o to, żeby sprzedawać narządy, tylko o prostytucje.

Szkoda, ze nie widzieliście mordy pekińczyka. Babsko wyglądało tak, jakby właśnie w jej dupę wpakował się koński kutas, ale zapłacone jej było za to by nie okazywać bólu… przed klientami.
- Właśnie! - Po raz kolejny udzieliłem wsparcia młodzianowi. Podziękował mi spojrzeniem i szybko policzył za bagietkę, po czym pogrążył się w dyspucie, a babsko i pekińczyk, jak się domyślasz czytelniku - również.

Jedno jest pewne, gdybym miał wybór zawsze brałbym chleb z ręki typa z tulejami… lepiej smakuje i jakby mniej kosztuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz