No więc znalazłem PUK, ośmiocyfrowe fatum, nemesis, technologiczną Erynię, co teraz ukaże mnie za tydzień błogiego spokoju podważającego wszelką sprawiedliwość. Niby fakt, że mogłem nie szukać, skoro nie chciałem znaleźć, i teraz weź Bustos nie kokietuj, w każdym razie mój telefon działa. Czy tego chciałem czy nie, było nie było potrzebne - działa.
Na razie milczy, bo mimo postępującej rewolucji komunikacyjnej nie każdy ma fejsa podłączonego dożylnie i mój komunikat mógł umknąć przynajmniej tym ludziom, z którymi pracuję. Resztki zbytecznej już łaski - życie nie będzie już takie samo.
ps.: choć wczorajszej imprezy na APS (APS, nie ASP) nie można zaliczyć do udanych - pierwszy raz grałem pod foliową altanką do wąsaczy pochylonych nad kaszankami - to jednak bez miłych niespodzianek się nie obyło. Jednym z efektów owych niespodzianek jest wspomnienie kapeli, która kiedyś miała szanse niemało namieszać, ale rozpadła się nie w porę. Tutaj próbka, choć ulubionego numeru nie mogę znaleźć. Jeśli ktoś się natknie na kawałek pt. "Dzień" - niech podrzuci linka.
Weed - Insect
I pozdrowienia dla Kurka. Do zobaczenia na innych dechach.
EDIT:
"Dzień" znajdziecie tutaj: http://www.myspace.com/weedband/music/songs/Dzien-26525875
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz