czwartek, 19 maja 2011

Bustos Domecq: Oszukać przeznaczenie

W Karkonoszach, siedząc wśród skalnych Pielgrzymów, na Słoneczniku nieopodal pięknego, stromego zbocza porośniętego gęstym chaszczem lub mocząc nogi w oblodzonym jeszcze gdzieniegdzie strumieniu po drodze w dół śnieżki, uporczywie nachodziła mnie jedna myśl, pomysł raczej, jakaś niezdrowa, anty-cywilizacyjna obsesja. Żeby wyjąć z kieszeni telefon komórkowy i jebnąć go gdzieś w dal. Patrzeć jak leci, jak koziołkuje błyszcząc w słońcu, a potem rozkurwia się o kamień lub ginie w kipiącej topieli rwących, górskich potoków roztopowych.

Wewnętrzny głos rozsądku (który funkcjonuje rzadko: lepiej działa mój zewnętrzny głos rozsądku, choć ten bywa nieraz aż nadmiernie pobudliwy) kazał mi wziąć pod uwagę chociaż wyciągnięcie karty SIM. Kontakty przecież i numer kiedyś jeszcze mogą się przydać, kiedy uznam, że jestem znowu skłonny zaakceptować rygory cywilizacji. A jednak spękałem - w górach zasięg łapie rzadko, sygnał dla wszystkiego zmieniłem na jakiś dyskretniejszy, więc irytacja rozpłynęła się samoistnie.

I oto dwa dni temu to, czego świadomie nie dopełniłem dopełniło się bez udziału mojej świadomości. Zablokowałem sobie telefon. W sposób dość szczególny, bo grając akurat koncert w stołecznym In Decksie (kto nie był niech żałuje!) włączyłem go sobie gitarą i gitarą wpieprzyłem kilka losowych PINów.

Wolność odzyskałem więc w sposób może mniej spektakularny, ale zabawniejszy i równie efektywny. Teraz do mnie kurwa dzwońcie, teraz miejcie interes nie cierpiący zwłoki, teraz chcijcie w ogóle czegokolwiek - w dupie mam i mi wisi. Bo przecież który normalny człowiek zna swój kod PUK? Ja na przykład nie. Znam kilku takich, którzy wiedzą, gdzie swój kod PUK trzymają, ale do nich też nie należę.

Zostało mi 8 prób. Potem zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz