piątek, 2 marca 2012

Julio del Torro: Dziennik wojenny, wpis 568

Dziadzieję. Podoba mi się kawałek Born to die Lany del Rey. Jednocześnie infantylnieję. Czytam 550-stronicowe wydanie Essential, zawierające pierwsze przygody Punishera w komiksach takich jak Amazing Spider-Man, Captain America czy Daredevil. Próbowałem zwalczyć jedno i drugie słuchając Machinehead i czytając Fenomenologię ducha Hegla, ale nie wyszło. Potrzebowałem pomocy. Dlatego stoję przed lustrem.

Mówię do gościa z lustra, zrób coś. On mówi, że nic tu nie wskóra, ale ma kumpla. Kogo?, pytam. Jego, odpowiada.

W lustrze pojawia się całkiem spory facet w płaszczu przeciwdeszczowym. Zacięta twarz, typ skurwysyna z kwadratową szczęką i oczami pełnymi szaleństwa.

- A ktoś ty, kurwa? - pytam udając mocniejszego niż w rzeczywistości jestem.
- Ja? Chcesz chyba wiedzieć kim byłem... - odpowiada. - A byłem kapitanem amerykańskiej piechoty morskiej czterokrotnie odznaczonym Purpurowym Sercem. Po Wietnamie prowadziłem misje szkoleniowe dla komandosów, ale wtedy... Pytasz kim jestem, przyjacielu? Nazywam się Frank Castle. Ale ludzie znają mnie...
...w tym momencie Frank zrzuca z siebie płaszcz, pod którym skrywał granatowo-szary kostium z wielkim białym emblematem czaszki na piersiach. Wiem, jak dokończy zdanie...
- ...znają mnie jako Punishera.
Zanim udaje mi się cokolwiek powiedzieć dostrzegam błysk. To 14-strzałowy Browning Llama 9mm.
Z takiej odległości nie mam szans.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz