piątek, 9 marca 2012

Antonimo Gallus: Martin Eden, który się nie poddał

Między smutnymi bezlistnymi drzewami - co nie szumią, błąka się starszy Pan.
Przykuł mój wzrok, gdy bacznie przyglądał się dupce starej oliwkowej Carismy. Myślałem, że zaglądał przez tylną szybę do środka - Co by tu zapierdolić, myśląc.

On jednak zakpił z moich myśli i powolnym majestatycznym krokiem zszedł z chodnika. Szedł drogą wolności przez błoto i źdźbła trawy. Robił kilka kroków i przystawał. Patrzył na gołębie. Starszy pan na gołębie patrzył. Na sobie miał gruby granatowy płaszcz, wyglądał jak stary bosman. Żeglarz życia. Siwy, gęsty, gruby włos wystawał mu spod głęboko nasadzonej czapy. Na skórzanym rzemieniu błyszczała gustowna skórzana torba. Taki był...

Miał w sobie dostojeństwo Araratu. 36 widoków na górę Fudżi, prostotę Hokusaiego...
Widział krzywe lotu ptaków. Zarysy kształtów Mitsubishi poprawiał w głowie - niczym Stary Szogun designu.
Tańczył bez muzyki, lecz z wilkami.
Idę o zakład, że cytowałby Maxa Webera i Spinozę z równą lekkością.

Dokąd idziesz wędrowcze? Kim jesteś Wilku Stepowy?

Zapragnąłem zbiec na dół i poczęstować go ostatnim papierosem.
Może on wie, o chuj chodzi w niedokończonym "Zamku" Kafki?

On... Martin Eden, który się nie poddał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz