środa, 28 marca 2012

Fidel C. de Izquierdas: Plugawy naród

Języki dość dobrze oddają różnice kulturowe między używającymi ich narodami. Często w niektórych z nich zdarzają się wyrazy nieprzetłumaczalne, nieobecne i niedostępne dla kogokolwiek innego niż przedstawiciele określonej wspólnoty. Takie wyrazy powstają, żeby w formie syntetycznej wyrazić bardziej złożoną czynność. Na przykład zamawianie piwa. U nas to aż dwa wyrazy. Ale w Czechach tylko jeden – čepování. Czesi mają też jeden wyraz na „leczenie uzdrowiskowe” (chalupařeni) i „korzystanie z domów letnich poza miastem” (lázeňství).

Przykładów jest oczywiście więcej. Irlandczycy mają pewnie tyle samo określeń na deszcz, co Eskimosi na śnieg. Polacy mają za to takie słówka jak „zajebiście” – bo kto inny wpadłby na pomysł, żeby wyrazić radość przekleństwem – i „polec”. Konwicki pisał: „Polec to zupełnie co innego niż zginąć, umrzeć, wyzionąć ducha, dokonać żywota, rozstać się ze światem, zdechnąć czy paść na polu. Czasownik polec jest ogromnie obszerny, zawiera w swojej lapidarności wiele znaczeń, wiele różnych skomplikowanych treści i nadzwyczajne siły emocjonalne. Tego dziwnego czasownika nie da się objaśnić nawet w sążnistym traktacie (…). Bo polegnięcie to specjalny uroczysty akt w ohydzie śmierci. Do polegnięcia przygotowuje się mężczyzn już od dziecka. Z piętnem polegnięcia rosną, dojrzewają, sublimują swoje jestestwo, aby w końcu polec, jednak nie później niż w wieku dojrzałym. Starym ludziom odebrane jest prawo do polegnięcia. Polegnięcie nie ma w sobie żadnej tragiczności, żadnych histerycznych smutków ani rozpaczliwych żalów. Polegnięcie jest dostojne, wzniosłe i uświęcające. Matki poległych nie wyją, nie wyrywają sobie włosów, nie gryzą cmentarnej ziemi. Matki poległych stoją nad grobem wyprostowane, dumne, triumfujące”.

Widać od razu, że polegnięcie musieli wymyślić Polacy. Jedyne czego jeszcze nie widziałem, to połączenie tych dwóch wyjątkowych na arenie międzynarodowej słów. Czyli nie wiedziałem jeszcze zajebistego polegnięcia. Chociaż ostatnio tak się poczułem, kiedy dowiedziałem się o istnieniu kolejnego nieprzetłumaczalnego słowa, a mianowicie plugowania (wym. ang). Otóż używają go audytorzy, czyli goście którzy grzebią w dokumentacji innych firm i sprawdzają, czy nie ma tam śladów żadnych przekrętów. Poprzez plugowanie określają oni – uwaga – celowe ukrywanie błędów w tworzonych przez siebie sprawozdaniach finansowych. Jak to wygląda?
- Ej, tu jest jeszcze jakaś faktura na trzysta tysięcy, to trochę zmienia wynik.
- Ale prezes już podpisał sprawozdanie.
- A, ok, spluguję to.
- Dziwi cię to? – spytał mnie znajomy przedstawiciel narodu audytorów. – Nasza praca polega na odnajdowaniu błędów, negocjowaniu ich z zarządem firmy, a potem ukrywaniu ich z powrotem, jeśli zgodzą się dodatkowo zapłacić.

Zajebiście poległem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz