Rzadko zdarza mi się rozmawiać dłużej z przedstawicielami władzy, nawet samorządowej. Tym bardziej przy wódce. Ostatnio się udało. W niewielkiej górskiej miejscowości miałem przyjemność biesiadować w miniony weekend. Oglądaliśmy sobie skoki narciarskie, popijaliśmy wiśniówkę i rozmawialiśmy. Niespodziewanie do naszego grona dołączyła wójtowa, a później wójt wracający ze spotkania z radą sołecką. Niestety flaszka się skończyła, a wszyscy byli już wypici. Co robić? Wójt zaoferował pomoc. Pojechał do sklepu i nabył dwie półlitrówki przedniej orzechówki. Później z euforią rozprawialiśmy wszyscy o planach, pomysłach i innych tego typu sprawach dotyczących rozwoju gminy. Potem przeszliśmy płynnie do ziołolecznictwa i zielarstwa, by na koniec przejść na temat nalewek. Wieczór upłynął przy trzaskającym w kominku drewnie, w miłej atmosferze, a rano można było spokojnie iść na narty.
Dodam, że wójt jest bezpartyjny, pochodzi z miejscowości, w której pracuje, ma spore doświadczenie samorządowe a w klapie marynarki nosi znaczek FC Barcelony. Jak dla mnie całkiem nieźle.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz