czwartek, 17 marca 2011

Paco Haya Rodriquez: Ciotka Maria z Płońska

I o co w tym wszystkim chodzi? Z każdej strony atakują mnie ankiety, apele czy inne prośby. Facebook przebił nawet spam w darmowych skrzynkach na o2 czy onecie. Tam wszyscy publikują, że coś zginęło, ukradziono coś czy sam diabeł nie wie co dalej. Z moich obserwacji wynika, że to i tak jest gówno warte i przypomina stare łańcuszki... Coś w stylu wyślij to jak najszybciej do 10 osób bo inaczej umrzesz. Otóż gówno prawda! Nigdy nie przekazywałem łańcuszka dalej i jakoś żyje, nikt z mojej rodziny nie dostał zgagi a i mnie nie zabolał przez to ząb. Rozumiem [chyba], że ludziom są potrzebne takie bzdury i zakrawające na spam informacje niewiadomo skąd.
Jednak w tym szaleństwie napewno jest metoda ... jaka jeszcze nie wiem. Przytłacza mnie ilośc apeli i próśb o pomoc w znalezieniu pieska [kotka, chomika czy ptaszka] ciotki brata, męża siostry w drugim pokoleniu po ojcu kuzyna z Lichenia z pochodzenia z Płońska. Nie nie mam nic do Lichenia! Ani do Płońska. Ale niektóre ogłoszenia są poprostu żałosne.
Przypomina mi to jakies chore narkotyczne wizje snute godzinami w beskidzkich lasach. Może i było fajnie pogadać bzdury. Teraz widzę pewne analogie między naszym bełkotem a tym którym jestem atakowany wiele razy dziennie.
Skoro bełkot i bdzury są dozowolone to dlaczego za jaranie trawy mogę trafić do pierdla? I tu skuszony pewnym spotem nawijam do was... czemu nie?!


wkońcu lepsze jaranie od szlajania się po bramach w dresach. Tak mi się przynajmniej wydaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz