piątek, 18 marca 2011

Julio del Torro: Czego się boi warszawski tramwaj

Jechałem akurat do Drink Baru na Wspólnej. Tak mi się ostatnio objawił po latach, więc jechałem. Czwartkowy wieczór, plac Zawiszy. Z Okopowej wyjechał tramwaj. Wyrzuciłem papierosa i zakląłem, bo w środku tłum. Ale wsiadłem. Wsiadłem, przepchnąłem się i nagle tłum ustąpił. Cały tramwaj zapchany, a przy kilku krzesełkach – zajętych wprawdzie – pusto. Ludzie tłoczyli się uwieszeni poręczy, okien, kasowników, ramion współpodróżujących. A tam pusto. Powód był oczywisty. Na krzesełkach siedzieli trędowaci.

Mieli kolorowe czapki spod których wysypywały się dredy. Kolorowe rękawiczki. Workowate spodnie. Zwykłe polarowe kurtki. I instrumenty: bębny i gitary. Zdawali się jacyś tacy zakurzeni. Kolorowi i zakurzeni, jakby student kulturozawstwa pojechał na Woodstock. Głośno rozmawiali. Śmiali się. Śpiewali. Po francusku. W tramwaju.

Ludzie bali się do nich podejść. Bo byli trochę inni. U nas to ciągle trąd.   

2 komentarze:

  1. ooo, a my właśnie z kolegą Fidelem Capuchą też odwiedziliśmy DB kilka wieczorów temu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ludzie są dziwni. Bać się takich wspaniałych, kolorowych ludzi?

    OdpowiedzUsuń