piątek, 11 marca 2011

Julio del Torro: Rżnę Brigitte

W ostatnich dniach dość dużo rozmyślam o łechtaczkach. W różnych ujęciach, nieraz wielopłaszczyznowych. Jedno u ujęć łechtaczki, że tak się wyrażę, zasadziło empatycznego kopniaka w moją wrażliwą dupę. Kopniak wiązał się z wykwitem wyrzutów sumienia względem francuskiego pisarza Philippe’a Dijana. Dwa tygodnie temu w tym miejscu przyczepiałem się do niego, że czarno-białe ksero Houellebecqa etc. Ale muszę mu oddać sprawiedliwość. Albowiem tenże Dijan zauważa coś, co jest dla mnie w literaturze bardzo ważne. Jeżeli nie najważniejsze. Zamiast tłumaczyć, oddam głos jednemu z jego bohaterów.

W takim razie powiedz sobie otwarcie, że w dziedzinie pornografii nigdy nie osiągniesz siły wyrazu, jaką ma obraz. W najlepszym razie możesz prawie dorównać obrazowi, ale i tego nie jestem pewien. Ale wyobraźmy sobie, że zamiast napisać: „Posiadłem Brigitte”, co jest tylko bladym odbiciem obrazu, więc z góry skazuje cię na przegraną, piszesz: „Jednym ruchem lędźwi wdarłem się w Brigitte”. Jak myślisz, które zdanie ma większy ładunek emocjonalny? Czy jako pisarz nie czujesz się panem magicznej broni? Jaki obraz, choćby oddawał ruch i dźwięk, zbliży się do zdania: „Jednym ruchem lędźwi wdarłem się w Brigitte”, którego nic nie może zastąpić? Ta ścieżka jest wąska, ale promienna, sam widzisz, tak, przyjacielu…

A tak w ogóle, jeżeli chodzi o same lędźwie i ich literacką bytność, polecam wszystkim pierwsze zdanie Lolity Nabokova. Ehe. Teraz zaś pragnę powrócić do rozmyślań o łechtaczkach. Proszę, nie przeszkadzajcie mi.

Walczmy! „Rżnę Brigitte” to nasze hasło! Wypiszmy je na sztandarach, i niechaj powiewają nad naszymi głowami, gdy ruszymy w szaleńczą gonitwę po nieznanej ziemi, tam, gdzie wróg nie waży się nas ścigać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz