czwartek, 14 lipca 2011

Rodolfo Bardonado: Toczenie melanżu

Przed tygodniem z powodu pijaństwa i wielu innych niesprzyjających okoliczności nie udało mi się zaistnieć na blogu, za co przepraszam. Liczyłem, że dziś w szlafroku i z kawką będzie łatwiej.
I jest łatwiej - kac mniejszy ale miast kawy i szlafroka jest kawiarenka internetowa w Mikołajkach i napierdalanie w klawiaturę na czas, bo kawiarenka jest samoobsługowa i KURWA - trzy minuty kosztują złocisza. Właśnie zasiliłem konto, bo miałem już tylko 56 sekund...

Po gdańskich przygodach wpadłem z ziomem do Mikołajek, żeby toczyć tytułowy melanż. No bo gdzie na Mazurach jak nie tu? I tradycyjnie rzeczywistość przerosła oczekiwania. Bo jak twierdzi mój przyjaciel Jarek, z którym dzielę mikołajską niedolę: Mikołajki bez łódki są jak meczyk bez piwka, czyli bez sensu. Po wtóre - w Mikołajkach ciągle trzeba być w drodze, iść, chodzić, bo jak człowiek się zatrzyma to nie wie co ze sobą zrobić. Wreszcie Jarek już po piwkach kiedy wracaliśmy z zamkniętej na kłódkę miejskiej plaży zobaczył z bliska brzydkiego lachona stwierdził, że z oddali wyglądała ładnie jak Mikołajki.

Monopolowych jest tu sporo, ale kurna czym mam zagryzać - goframi? Rozczarowany kończę, bo wpis będzie kosztował mnie chyba z 5 zł tyle co piwko nad jeziorem, co akurat jest miłą okolicznością przyrody. Zbieram się zatem w drogę aby obejrzeć leśniczówkę Pranie, klasztor starowierców w Wojnowie i prywatnie zoo w Kadzidłowie. A potem namówię Jarssona, żeby jednak przetransportować się do Zgonu i tam toczyć kolejne melko.
Pozdrowienia z Mazur!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz