piątek, 22 lipca 2011

Julio del Torro: Kąpielówki

Gdy rozpoczynam pisać tego posta, od pierwszego piwa nad morzem dzieli mnie jakieś 18 godzin. Jutro o 7.00 będę opierać się o falochron patrząc w fale i popijając browara. Nieważne jakiego. I nieważne w jakich warunkach atmosferycznych. Niech pada. Niech grzmi. Niech, kurwa, grad mnie zasypie albo inny popiół wulkaniczny. Będę pić, patrzeć i śmiać się. I całować się.
Ta myśl podnosi mnie na duchu od dobrego tygodnia. W związku z czym podjąłem wczoraj męską decyzję. Udałem się do Złotych Tarasów kupić kąpielówki. Powiedziałem sobie: Dasz radę, będziesz twardy, wejdziesz tam i kupisz. Nie przestraszysz się!
Pół godziny po przekroczeniu progów ZT leżałem na swoim łóżku popijając Jima Beama w towarzystwie Fidela. Jebać kąpielówki. Do morskiego picia, patrzenia i śmiania nie są potrzebne. A do całowania już najmniej.
No a Fidel... Zawsze wysyłałem mu kartki znad morza. To znaczy zawsze chciałem, na ogół wysyłałem, ale zdarzyło mi się nie wysłać i po powrocie witało mnie oskarżycielskie „nie wysłałeś” połączone ze sceptycznym uśmiechem smutnego morświna wyrytym na twarzy Fidela. Od pewnego czasu Fidel jest bezdomny i bezrobotny. Więc zapytałem go, czy bezdomność (czyli brak adresu) jest wystarczającym usprawiedliwieniem braku pocztówki. Mój przyjaciel odparł, że otóż, kurwa, nie, że ma stały adres korespondencyjny i po powrocie z rejsu po Adriatyku z przyjemnością przeczytałby sobie pocztóweczkę. Rejs po Adriatyku. Nic dziwnego, że społeczeństwo nie lubi bezdomnych i bezrobotnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz