piątek, 22 kwietnia 2011

Julio del Torro: Piękna Ania z Ciechanowa


Każdy świętuje po swojemu. U mnie święta Zmartwychwstania wskrzeszają dogłębnie zakorzeniony pierwiastek egoteistyczny, który uzewnętrznia się pisemnie. Tym samym w dzisiejszym poście zamierzam uprawiać prywatę, przekazując zarazem dobrą nowinę.
A dobra nowina jest taka, że kurewsko mi błogo.
Wprawdzie w Wielki Piątek byłem w pracy, jednak wyszedłem dość wcześnie, zawinąłem się prosto do domu, gdzie w lodówce czekał cudowny ciemny Heban. Czekał, bo kocha, a że kocha, mógł poczekać jeszcze chwilę, aż przyodzieję rytualne szaty, to znaczy wrzucę na wątłą klatę koszulkę na ramiączkach, na łeb zaś słomkowy kapelusz. Tak przygotowany wyłowiłem Hebana, do towarzystwa zabrałem mu czerwonego marlborasa i wraz ze swoim panierowanym psem ruszyłem na balkon. Pies się położył, Heban otworzył, marlboras podpalił i tak, pijąc i paląc na słońcu, obserwowałem spódniczo-pokratkowaną, granatowo-bordową, a co najważniejsze wyjątkowo zgrabną pupę dziewczyny krzątającej się ledwie kilkanaście metrów ode mnie za nieprzyzwoicie czystymi oknami jakiegoś smutnego biura. Ale nawet bez pupy – wiosna, święta, błogość. I już. Tak zwyczajnie. Błogość, której czytelnikom Catrinas życzę pod te święta.

PS Być może należałoby napomknąć, że dokładnie to samo – co do joty – uczyniłem wczoraj i było mi równie błogo, co pozwala stwierdzić, że w postmodernistycznej figurze powtórzenia jest coś na rzeczy. Przynajmniej w mojej balkonowej parafrazie.
PPS Czytelnik raczy wybaczyć inkoherencję tytułu względem dalszej treści. Wynika ona z drobnego eksperymentu, o którym na pewno jeszcze w tym miejscu wspomnimy.
PPPS Czytelnik raczy pamiętać, że w pierwszy dzień świąt należy zaczerpnąć oddechu od zajączków i baranków, na co najlepszym sposobem jest zagłębienie się w lekturze czwartego numeru Catrinas.
PPPPS Heban jeszcze nie wysechł. Powracam na balkon. Alleluja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz