poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Catalina Jimenez: krzyż

Dyskurs katastrofy smoleńskiej w mediach, w niektórych kręgach na ulicy i w radiu Maryja, o ile jeszcze ono się tak nazywa, niestety nie podchodzi redakcji Catrinas. Właściwie to po prostu wszyscy nim rzygamy. Jak, mam nadzieję, większość naszego społeczeństwa (ta mniejszość jest po prostu bardziej głośna) przynajmniej w Warszawie. I  naszym wieku. Tak sobie wmawiam, żeby nie zwariować. Niestety ta głośna część stała się w okolicach rocznicy jeszcze bardziej głośna. Razem z Bustosem nie dalibyśmy rady tego słuchać. Nie mamy telewizora, radia właściwie można by nie włączać, internet i tak nam się skończył (bo to taki mobilny z limitem i jak Bustos ściąga pornosy, które nazywa nie wiedzieć czemu muzyką, to się internet kończy przed upływem miesiąca), ale demonstracje jakieś były zaplanowane. To oznaczało, że może dojść do bezpośredniego spotkania z jakimś idiotą, który nie wierzy w to, że samoloty czasem spadają, bo się zepsują. Szczególnie stare samoloty. Jakaż była więc nasza radość, gdy okazało się, że czas rocznicy spędzimy m. in. Pulgito i jego Aniołkiem za zachodnią granicą. 
10 kwietnia uczciliśmy wizytą na Kreuzberg (dzielnica Berlina nazwa ozn. góra krzyżowa), więc było całkiem tematycznie. Okazało się, że Berlin pięknym miastem jest. Miastem z mnóstwem parków, w których ludzie grillują (i nikomu nie przeszkadza, że śmierdzi), leżą na trawie (o zgrozo!), piją piwo (tak, i nikt nie dał nam za to mandatu, poważnie), albo pływają kajakami po licznych kanałach. Sielanka, radość, spokój, zielone drzewa i miliony knajpek, a każda inna i każda z klimatem. Ludzie mili, fajnie ubrani i bardzo przystojni (męska część w każdym razie). Idealna niedziela. A wy tam sobie krzyczcie, że to wszystko spisek, ja do was wcale nie chcę wracać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz