piątek, 19 sierpnia 2011

Julio del Torro: Pierdolony Spartak

Nikt ze znajomych nie ogarnia mojej wręcz biblijnej, salomonowej, nie szukającej poklasku miłości do Legiuni. Paco wręcz otwarcie z niej drwi, mimo że – głupi pedał – wychował się niby na Grochowie. Wczoraj moja oblubienica grała ze Spartakiem Moskwa w ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Europejskiej. Nie spodziewałem się cudu. Raczej gładkiego 0:3. Ale ostateczne 2:2, które w sumie jest porażką, po rozbudzającym ogromne nadzieje przebiegu meczu sprawiło, że ogarnęło mnie połączenie wkurwienia z bezgranicznym smutkiem, którego nie zrozumie nikt, kto nie jest legionistą.
Widząc mój stan, pomóc próbowała mi moja dziewczyna. Powiedziała – spróbuj o tym nie myśleć, chodź, zjemy coś, pokochamy się i ci minie, obiecuję... Więc mówię, no dobra, to zdejmij majtki, na co ona, że najpierw zjedzmy, więc ja, że no dobrze, a gdzie chcesz i co, a dziewczyna: no jak to? Pielmieni w rosyjskiej knajpie.
- No chyba sobie, kurwa, żartujesz?!
- Nie, dlaczego?
- Mam po 2:2 ze Spartakiem iść do rosyjskiej knajpy?!!!
No ale poszedłem, bo zawsze byłem uległy wobec tych paskud. Ostatecznie po ostatnim gwizdku muszę szukać innej Sulamitki. Poszliśmy, ale w odruchu walki o własny honor byłem niemiły dla obsługi. I nie zostawiłem napiwku. Chociaż tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz