środa, 24 sierpnia 2011

Fidel C. de Izquierdas: Pustynny desant naiwnych fok

To musiała być forma ekspiacji. Na przykład za te dramatycznie niesprawiedliwe wpisy, za które znajomi i nieznajomi tak spektakularnie się na mnie obrazili. Albo innego czystej krwi masochizmu powodowanego głęboką frustracją z powodu sumy wszystkich moich życiowych porażek. Bo niby jak inaczej wytłumaczyć fakt, że dobrowolnie obejrzałem „G.I. Jane”?

Kurwa, jaki to był głupi film. Intryga płytka jak kałuża szczyn, logiczna jak teologiczny wywód na temat Trójcy Świętej, Demi Moore zdeterminowana, żeby koniecznie dać sobie skopać zgrabny tyłek i do tego ten atak na Libię.

Właściwie to nawet nie był atak, tylko niewielki desant koedukacyjnych już wówczas Navy Seals na libijskie wybrzeże, zorganizowany celem odzyskania bodaj części satelity, czy innego ustrojstwa, które spadło Amerykanom nie tam gdzie trzeba. A o czym oczywiście Kadafi się zaraz dowiedział, bo po pierwsze jeszcze wtedy żył i sprawnie trzymał za mordę cały kraj, a po drugie na pewno miał rozbudowane za petrodolary Centrum Obserwacji Poczynań Amerykańskich w Kosmosie. Ale to nieważne. Ważna była odprawa przed tym całym desantem. Na odprawie pokazano bowiem komandosom-wywiadowcom mapę ich przyszłego terenu działań. I ku pewnemu zdziwieniu odkryłem wówczas, że na tej oto obrazującej libijskie wybrzeże mapie ląd jest u góry, a morze na dole.

Nasunęły mi się tylko dwa wnioski. Albo były to specjalistyczne mapy używany przez wywiad amerykańskiej marynarki, na których celem zmylenia przeciwnika północ zawsze umieszczana była na dole, albo cały ów desant morski miał miejsce gdzieś od Sahary.





1 komentarz:

  1. Mój Drogi, jak nie widziałeś "Bitwy o Los Angeles", to naprawdę nie wiesz, co to jest płytka intryga!

    Catalina

    OdpowiedzUsuń