niedziela, 7 sierpnia 2011

Catalina Jimenez: jak zginęła królowa Tajlandii

"Na początku dwudziestego wieku królowa Tajlandii płynęła statkiem po rzece wraz z wielką świtą dwórek, lokai, pokojówek, łaziebnych i kontrolerów pożywienia, gdy nagle fala uderzyła w rufę i monarchini wpadła do turkusowych wód Nippon Kai, w której, mimo błagań o ratunek, utonęła, bo nikt nie pośpieszył jej z pomocą. Wyjaśnienie tego faktu, niezrozumiałego dla zewnętrznego świata, dla Tajów było absolutnie oczywiste: tradycja wymagała - i tak jest po dziś dzień - żeby nikt, żaden mężczyzna, ani żadna kobieta, nie dotykał królowej.
Jeśli religia jest opium dla ludu, to tradycja bywa jeszcze groźniejszym środkiem uśmierzającym, po prostu dlatego, że rzadko dostrzega się tę jej złowrogość. Jeśli uznamy religię za opaskę uciskową, pulsującą żyłę i igłę, to tradycja jest znacznie bardziej swojską miksturą: herbatą z dodatkiem zmielonego maku, słodkim kakao z domieszką kokainy, czymś co mogłaby przyrządzić poczciwa babcia. Dla Samada, podobnie jak dla Tajlandczyków, tradycja była tożsama z kulturą, a kultura wiodła do korzeni i były to dobre, nieskalane zasady. Nie oznaczało to, że potrafił żyć zgodnie z nimi, stosować się do nich czy dorastać według ich wymogów, ale korzenie pozostawały korzeniami, a wiadomo, że korzenie są czymś dobrym. Na nic się nie zdało uświadamianie, że zielsko też ma korzenie albo że próchnica zaczyna się w dziąsłach, właśnie od korzeni."

Zadie Smith "Białe zęby".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz