piątek, 10 lutego 2012

Julio del Torro: Germański, kurwa, oprawca!

Odkąd wszedłem w posiadanie Świni, jestem lepszą jednostką, ale mam dziwne sny. Śni mi się głównie zniszczenie, pożoga, nienawiść – ogólnie mówiąc: zło.

Dzisiaj to był mój budynek u progu rozbiórki, sąsiedzi galopujący w tę i we w tę z dorobkiem swojego życia i ja opróżniający piwnicę z dziwnych artefaktów, świadomy, że jeśli nie zdążę, zaanektują to niesprecyzowani obcy. Ale to jeszcze nic.

Przedwczoraj śniłem o wojnie. Byłem akurat u babci w okolicach warszawskiego Dworca Zachodniego, gdy rozpoczął się nalot. Jakoś od razu wiedzieliśmy, o co chodzi: Niemcy. Babcia mówi:
- Wnusiu, należy wypierdalać z budynku, bo nie ma nic gorszego niż zginąć pod gruzami.

Cóż, uznałem argumentację za słuszną, chociaż nieco mnie zdziwiło, że starowinka przeklina. Wybiegliśmy przed blok i czekaliśmy na dalsze koleje losu, obserwując przelatujące myśliwce. A po nich helikoptery. A po nich jakiegoś takiego małego latającego, uzbrojonego komara z esesmanem za sterami, który leciał prosto na mnie (babcia, zaznajomiona z tajnikami kamuflażu, zaszyła się pod ziemią, ale słyszałem jej krzyk, że uciekaj, wnusiu, uciekaj). No więc zacząłem uciekać wśród świstu serii z karabinków komara. Jakimś cudem znalazłem się nagle na dachu niskiego budynku vis a vis bloku babci. Pomyślałem, że jestem bezpieczny.

Myliłem się. Tuż przede mną zmaterializował się wrogi żołnierz niemiecki z lufą pistoletu wymierzoną w moją pierś. I wystrzelił, skurwysyn.

Wiedziałem, że rana jest śmiertelna, ale jeszcze stałem na nogach.
- Pociągnę cię za sobą, niemiecka świnio (to z pewnością oniryczna aluzja do mojej Świni)! - wrzasnąłem i wystrzeliłem do wroga. Dostał w brzuch. Upadaliśmy razem.

Gdy tak umierałem w kałuży krwi na dachu budynku w wojennej Warszawie, leżąc obok własnoręcznie wykończonego niemieckiego wojaka, myślałem sobie – po chuj wyłaziłeś z tego budynku?! Śmigłowce, bombowce i inne helikoptery przestały już przelatywać, blok stoi jak stał, żadnych gruzów. Siedziałbyś sobie w cieple, przy telewizorze, popijając kompot babci. Wybiegać ci się zachciało i teraz masz za swoje – nie żyjesz.

I umarłem.
I się obudziłem.

Nie należy aprobować wszystkich szalonych pomysłów babć tylko dlatego, że są babciami, że są stare i że winniśmy im szacunek.

1 komentarz: