- Ej, ile to jeszcze musi być zabandażowane? Strasznie mnie to wkurwia. Nie mogę porządnie złapać G barowego, bo mam rękę zablokowaną w łokciu.
- Nie wiem stary, wydaje mi się, że powinno zdążyć zakrzepnąć. Minęło półtorej godziny.
- A co, jak nie zakrzepło? Przecież sam sobie tego z powrotem nie zawiążę.
- Chuj tam, będziesz się martwić, jak się okaże, że krew ci ciągle leci.
- To co? Zdejmować?
- Jasne.
- Kurwa mać!
- Nie po podłodze!
- Bandażuj to, kurwa, szybko!
- Jak niby? Jestem tylko wytworem twojej wyobraźni!
Wczoraj, ryzykując żółtaczkę, postanowiłem zrobić dobry uczynek jednocześnie inkasując osiem czekolad i batonika. Zostałem poproszony o oddanie krwi. Właściwie – powiedziałem sobie – co za problem? W jakiś czas po powrocie ze szpitala ubytek krwi w mózgu objawił się siedzącym obok nieznajomym.
Otarłem się o śmierć.
Pamiętajcie: dobre uczynki zawsze się mszczą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz