środa, 4 kwietnia 2012

Fidel C. de Izquierdas: Ckliwa historia Młota i Niedojebanej

Na rekrutację do Pink Press, czyli wydawnictwa posiadającego takie tytuły jak „Wamper+”, „Polski seks” i „Eroticon”, trafiłem przez Julio. On zresztą też wziął udział. Rozważał możliwość zostania modelem. Nie zwrócił uwagi, że w Pink Press mają również „Gejzera”.

Rozmowa była w pełni profesjonalna. Miała miejsce w salce konferencyjnej, której nie powstydziłaby się żadna inna firma, a niejedna by pozazdrościła. Czysto, elegancko, z ciasteczkami i dzbankiem kawy na stole. Tyle, że na szafce stała szklana rzeźba penisa, a obok dość jednoznaczna w kształtach muszelka. Do tego na ścianach, w ramkach, wisiały okładki numerów kilku pism. Jak informował nagłówek, do jednego z nich, w ramach walentynkowej promocji, dołączono aż dwa filmy DVD: „Polski anal” i „Tłusty czwartek”.

Dyrektor programowy zaczął od upewnienia się, że wiem czym się zajmują. Bo zdarzało im się, że przychodzili do nich ludzie z „Gościa Niedzielnego”, którzy nawet po dekoracji nie potrafili jeszcze odgadnąć targetu wydawnictwa. Potem pytał mnie czy wiem co to jest szpigiel, czy pracowałem w programie do składania tekstów i czy radzę sobie ze zdjęciami. Na moją odpowiedź, że przez ostatni rok robiłem jedynie zdjęcia samochodów odparł, że to się w gruncie rzeczy wiele nie różni.

Na odchodne dostałem zadanie rekrutacyjne. Miało polegać na napisaniu opowiadania erotycznego. Jak się wyraził dyrektor – na kanwie zdjęć, które mi prześle. Na kanwie. Z jednej strony „Rozpustne suki dają dupy”, a z drugiej: na kanwie! - Tylko nie pisz nic o blasku słońca i tego typu rzeczach – upewnił się Julio, który choć sam na tym etapie zrezygnował, mi ciągle kibicował zgodnie z zasadą: przynajmniej będzie o czym opowiadać.

Wróciłem do domu i obejrzałem zdjęcia. Hard core. Żenujące, niskobudżetowe, polskie porno. Szara strefa różowego biznesu. Ona mocno średnia, wyglądała na lekko niepełnosprawną umysłowo. On z penisem, który standardów porno bynajmniej nie spełniał, świecił swoją czerwoną twarzą przywodząc mi na myśl fanatycznego kibica jakiejś groźnej, czwartoligowej drużyny piłkarskiej. Możliwe zatem, że intelektualnie nawet do siebie pasowali. A to ważne w związkach. Postanowiłem im nadać adekwatne pseudonimy. I tak powstała ckliwa historia Młota i Niedojebanej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz