środa, 30 maja 2012

Fidel C. de Izquierdas: Na was też...

Patrzyłem przez okno na dogorywającą burzę, zastanawiając się, czy warto. Potem zerknąłem na leżący na biurku portfel. Uświadomiłem sobie, że jeśli się nie zdecyduję, tego wieczora nie będzie mi dane ani nic zjeść, ani nic wypić. A na obie te rzeczy miałem ochotę.

Na galę do Teatru Capitol dotarłem tuż przed tym, kiedy znowu zaczęło kropić. Zdziwiło mnie, że przy wejściu nikt nie sprawdzał wejściówek. W tym mieście, jeśli dobrze sie postarać, można by chyba imprezować za darmo całą noc. Zgarnąłem słodkawego szampana, wbiłem się w tłum i zająłem obserwacją przewijających się w nim co ładniejszych dziewczyn. Obu. Towarzystwo wiekowo nieco ode mnie odstawało.

Być może stąd repertuar. Autotematyczna i monotonna historia utrzymana w formie, która bardziej nadawałaby się na fajfy – typowo ciechocińskie imprezy organizowane o godzinie, o której tamtejsi kuracjusze jeszcze są na nogach. Tam właśnie podśpiewuje się takie leciwe, quasi-weselne hity. Rączki do góry i klaszczemy, i klaszczemy! I do tego to obmierzłe wyłudzanie braw przy byle okazji. Ile się trzeba namęczyć, żeby zjeść normalną kolację.

Z drugiej strony facet miał świadomość tego, co robi. I raz nawet dał temu wyraz, czym ujął mnie za serce. Śpiewał akurat piosenkę o dziewczynie, w której się zakochał, i która go olała dla jakiegoś koksa. On, w ramach najtańszego z dostępnych wariantów zemsty, postanowił mieć na nią „zakręcone” – czyt. „wyjebane”. Zaśpiewał to, spojrzał na publiczność złożoną z dystrybutorów, dostawców, akcjonariuszy i przedstawicieli serwisów samochodowych – niemal co do jednego zajmujących się handlem oponami – i powiedział: na państwa też mam zakręcone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz