poniedziałek, 21 maja 2012

Antonimo Gallus: Pan kerowca

Generalnie zwykłem mówić cicho. Tylko w sytuacjach skrajnego podniecenia, przyspieszam... a volume podkręca się samoistnie. Ale dzieje się to rzadko. Dobrze, że jeszcze się dzieje. Nieważne. Ważne natomiast jest to, że...
Jechałem sobie w najlepsze na melanżyk autobusem linii 180. Ostatnim. Gdzieś na wysokości placu Trzech Krzyży (gdzie we włoskich restauracjach korpogówno ssie czajanti - chianti - czyli fonetycznie kianti) zadzwonił do mnie telefon. Odbyłem krótką, spokojną rozmowę telefoniczną. Dowiedziałem się, gdzie mam wysiąść, tam ktoś po mnie podjedzie, takie pierdolety. Trwało to może ze 30 sekund max. I co się, kurwa, dzieje?
Dodam jeszcze, że siedziałem za, jak to mówię didżejką, czyli za kierowcą.
Z okienka wychyla się posiwiała morda frajera w okularach z długim nosem i zawadiackim spojrzeniem. Z ust płynie złoto:
- Jak chce pan sobie porozmawiać, to niech pan idzie do tyłu. - Spojrzał na mnie znad okularów nisko opuszczonych na długim nosie, po czym dodał tonem Abrahama.
- Ja tu pracuję.- Po czym nie czekając odpowiedzi, pracować zaczął dalej.
Byłem zmęczony i wkurwiony. Miałem swoje powody. Pomyślałem sobie:
- Zabije cie.
Po czym powiedziałem do niego tylko.
- To bardzo dziwne co pan mówi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz